(0) Wstęp do mojej książki marzeń…

Hej hej!
To ja Kasia, i chciałabym się z wami czymś podzielić. Od początku tej mojej „przygody” chcę napisać książkę, aczkolwiek rosnący guz może to marzenie zniszczyć. Książka jest jeszcze nie skończona a guz rośnie i może mi nie dać szansy jej wydać więc postanowiłam zacząć dzielić się nią na moim blogu. Jeszcze nie wiem jak często to będę robić. Organizacja zbiórki na operację jest jak pełnoetatowa praca 🤷🏻‍♀️ Postaram się publikować fragment chociaż raz w tygodniu 🤞🏼
Zaczynam od WSTĘPU i pamiętajcie to jest nie sprawdzona przez nikogo wstępna wersja mojej książki. Nawet jeszcze nie mam tytułu. Bardzo proszę o sugestie i poprawki. Może kiedyś to wydam (zależy od postępu choroby i kolejnej operacji). Mój wstępny pomysł na tytuł to „Moja Przygoda z Guzem Mózgu” Motywacja do doceniania codzienności bez względu na jej komplikacje.

WSTĘP:

Hej hej, jestem Kasia, myślę jednak, że główną postacią mojej książki będzie Kaja. Zawsze bardzo podobało mi się to imię i trochę mnie okryje w tych moich historiach.
Przez ostatnie lata zmagam się z guzem mózgu i wszystkimi zawiłościami, jakie niesie ta walka. Pragnę opowiedzieć wam o tym, bez „owijania w bawełnę”, ale także bez dramatyzowania.
Co mnie motywuje do pisania tej książki?
Chcę inspirować ludzi, by nie poddawali się wobec szarości życia. Chcę, aby dążyli do szczęścia i dzielili się nim i miłością z innymi, oraz by byli mili dla siebie i innych. Życie jest krótkie i często potrzebujemy jakiegoś potknięcia, upadku, dramatu, by zacząć doceniać to, co mamy. Jeśli jesteście zdrowi, chcę pomóc wam to dostrzec i docenić. Jeśli jesteście chorzy, chcę wam pomóc w tej walce.

Skąd pomysł na książkę?

Pomysł na tę książkę pojawił się w szpitalnym łóżku, po pierwszej operacji guza. Pełna pozytywnej energii, zamierzałam podbić świat i dzielić się tą energią ze wszystkimi. Zaczęłam wtedy też bloga, który cieszy się pewnym zainteresowaniem. Niestety druga operacja i komplikacje po niej spowodowały, że pisanie i blogowanie odwlekło się w czasie. Może to i lepiej. Teraz po kilku operacjach mam większą wiedzę, dłuższe i bardziej rozwinięte doświadczenie i postanowiłam być jeszcze bardziej otwarta. Nie jestem pewna, czy to operacja uszkodziła jakiś filtr w moim mózgu, czy coś innego, ale teraz wydaje się jeszcze bardziej prawdziwa i szczera. Mam też problemy z filtrowaniem tego co mówię i często mam problemy z kontrolą płaczu czy śmiechu. Nazywam to płaczo-śmiech. Nie martwcie się mam psychologa. Nie jestem pewna czy to źle, czy dobrze dla otaczających mnie ludzi. Pragnę podzielić się z wami moją szczerą wizją tego, z czym się zmagam od momentu rozpoczęcia mojej „przygody z guzem”. A nawet rozpoczniemy trochę wcześniej. Nie chcę, żeby to był pamiętnik, który upublicznię całemu światu. Chcę, żeby to bardziej było coś w stylu fikcji z inspiracją w prawdzie. Wszystkie zagadnienia dotyczące guza i medycznej strony tej opowieści będą jak najbliższe prawdzie. Z resztą pozwolę ponieść się mojej rozbrykanej wyobraźni.
Zawsze chciałam napisać książkę i może nie będzie to jedyna książka w moim życiu, ale na bank będzie ważna. Chce ją zrobić trochę w stylu „Pocieszek” Grocholi (kocham książki Grocholi), czyli będzie to bardziej kilkanaście krótszych historii niż jedna długa. Będą one inspirowane moim życiem, ale pozwolę sobie na kolorowanie tych historii kredkami mojej wyobraźni.

Chcę zacząć od szczerych podziękowań, prosto z głębi mojego serca i poturbowanego mózgu:

Chciałabym zacząć od podziękowań dla mojej Mamy. Robi wszystko, co potrafi, aby ten czas był dla mnie choć trochę łatwiejszy. Wspiera mnie w każdy możliwy sposób i często nawet zbytnio rozpieszcza. To przede wszystkim dzięki niej mam możliwość pisania tej książki. Opiekuje się mną i moim psem, a my lubimy bałaganić. Mam ogromny szacunek i podziw dla jej siły. Nie wyobrażam sobie, jak musi być ciężko matce w obliczu takiej sytuacji jedynego dziecka. Chciałabym również podziękować reszcie mojej rodziny, która mnie wspiera. Mam bardzo dużą rodzinę (dziadek i babcia mieli aż 11 dzieci i każde z tych dzieci ma dzieci). Krzysiek i Kaśka dzięki za tak częste bycie moją prywatną taksówką. Ciocia Jadwiga dzięki za bycie moim tatą, którego nigdy nie miałam. Ciocia Cześka za sprawdzanie się w roli matki chrzestnej. Kurczę mam ogromną rodzinę więc nie jestem w stanie tu wszystkim podziękować. Proszę się nie obrażać jeśli zabraknie tu waszego imienia. To jest dopiero wstęp, możecie się pojawić gdzieś dalej. Zaobserwowałam też nie tylko w mojej rodzinie, ale również w ogólnym otoczeniu, że często ludzie nie wiedzą jak się przy mnie zachować. Rozumiem, że to trudne, i nie mam żalu. Mój wygląd i moja sprawność się ogromnie zmieniły. Na szczęście moje poczucie humoru na razie wydaje się nienaruszone, więc jak widzę dziwne reakcje to często mnie to bawi bardziej niż smuci.
To tyle o oficjalnej, prawnej rodzinie, teraz o tej wybranej rodzinie czyli przyjaciołach. Moja grupa przyjaciół odgrywa ogromną rolę w moim życiu. Szczególnie tym teraz, mniej niezależnym i bardziej wymagającym wsparcia. Niektórych znałam od dawna, a innych poznałam dzięki chorobie.
Aniran stałeś się dla mnie ogromnym wsparciem. Zawsze mogę na Ciebie liczyć, nauczyłeś mnie, że mogę Ci się wypłakać i prosić o pomoc (tak musiałam się tego uczyć). Jesteś fantastycznym człowiekiem o ogromnym sercu. Zawsze mogę się z tobą pośmiać i popłakać, jest to niesamowite i bardzo to doceniam.
Suzanne, znamy się już parę lat, ale to właśnie guz mi pokazał jak bliską osobą dla mnie jesteś. Odbieramy na bardzo podobnych falach. Wiem, że mogę do Ciebie napisać o każdej porze dnia i nocy i na każdy temat, to jest dla mnie bardzo ważne i potrzebne. Kornelia stałaś się dla mnie siostrą, którą zawsze chciałam mieć, a nigdy nie miałam. Jesteś fantastyczna. Gienek też Cię poznałam dopiero po guzie i mimo, że sam masz swoje zmartwienia codziennie sprawdzasz jak się czuje, bardzo dziękuję. Madzia, zaczęło się od przygody z paznokciami i przemieniło w przyjaźń. W życiu nie miałam lepszych paznokci niż podczas tej „przygody z guzem”. Cała rodzina Trembeckich dziękuję za wsparcie, transport i całą pomoc. Emil i Gosia jesteście moimi adoptowanymi rodzicami. Gosiaczek mimo, że często nie oddzwaniam to nie odpuszczasz i zawsze mnie wspierasz. Choć jesteś daleko czuje jakbyś była obok, dziękuję. Diana, to dzięki Tobie początki tej „przygody” były łatwiejsze. Pomimo swoich problemów pomagasz mi w tylu rzeczach i przede wszystkim dzięki Tobie poznałam moją kotwicę w tej wyprawie, dziękuję z całego serca. Kamila poznałam Cię już w trakcie choroby. W sumie chyba w jednym z najtrudniejszych jej momentów, a i tak nie odpuściłaś i jesteś, praktycznie codziennie sprawdzasz jak się czuję. Adrian, nie mam rodzeństwa, ale jesteś dla mnie jak młodszy brat. Szymek Ty jesteś ten starszy brat, a Angelika i Kornik to moje wyimaginowane siostry.
No i oczywiście nie mogę zapomnieć o moim kochanym przyjacielu, psie Alfim. Jesteś najlepszym rehabilitantem na świecie. Codziennie mnie motywujesz do spacerów i choćby drobnych ćwiczeń typu pogłaskanie Cię ręką lub stopą za uchem. Nikt się tak nie cieszy na mój widok jak Ty. Nawet 2 minuty beze mnie to dla Ciebie cała wieczność wymagająca celebracji jak już wrócę. Kocham Cię Alfie nad życie i obiecuje, że Ci to kiedyś przeczytam, a jak nie ja to mam nadzieję, że ktoś inny i przy tym Cię posmera nogą koło ucha i da smaczka z dedykacją ode mnie.

Dziękuję Wam wszystkim za Wasze wsparcie. To dzięki Wam mam siłę i motywację do opowiadania tej historii. Mam nadzieję, że jeszcze Was nie zanudziłam i będziecie kontynuować czytanie. Ciąg dalszy już wkrótce… Dużo zdrowia i pozytywnej energii 🧠❤️‍🩹🤗

Możesz również polubić

Jeden komentarz

  1. Pozdrowienia

    Dziękuję! Dopiero zaczynam przygodę tutaj, ale myślę, że sugerowany tytuł powinien być podtytułem książki „Pozytywna szklanka”
    Mocno pozdrawiam i życzę dużo siły!
    Eliza

Dodaj komentarz